OK, na dzień dobry kilka wyjaśnień, bo jak mnie ktoś nie zna, to nie zrozumie tego, co napiszę i pewne rzeczy odbierze na opak.
Kocham kraj, w którym po raz pierwszy otworzyłem oczy po przyjściu na ten świat, postawiłem pierwszego klocka w pieluchę tetrową, wydoliłem pierwszego cyca, pierwszy raz się całowałem i pierwszy raz uprawiałem sss…port.
Jestem dumny z bycia Polakiem, polskiej mowy, polskiej kultury i tradycji.
Ale to naprawdę wcale nie znaczy, że nie widzę naszego swojskiego skurwysyństwa i cebulactwa, zawiści i nietolerancji, tego całego polactwa. Wcale to też nie znaczy, że mnie ono nie wkurwia. A nawet wręcz przeciwnie, bo ja z natury jestem dobry i poczciwy i źle się czuję w otoczeniu chamów, skurwieli i narzekaczy. Potrafię sobie z nimi radzić, potrafię się przed nimi bronić, ale źle mi z tym, że w ogóle mam z takimi ludźmi kontakt. Bo są jak wirus ebola – zajebiście zaraźliwi.
Ale tak samo, jak wkurwiają mnie te wszystkie nasze narodowe cechy, tak samo wkurwia mnie nasze narodowe narzekanie na wszystko. I na nasze państwo. I na ⇒rządy, obojętne spod jakiego logo. I na podatki. I na ⇒drogi. I na polskie filmy czy ⇒seriale do dupy. I na policję, straż miejską i pożarną, urzędy i ZUS. I na krwiożerczych kapitalistów wykorzystujących młody proletariacki duch narodu. I pewnie jeszcze na elfich wozaków i krasnoludy.
No bo ile można?
Ile można słuchać, że drogi są do dupy? No są, ale kiedyś do Rodziców na drugi koniec Polski jechałem minimum 10 godzin, a teraz około 6 i to w dużej części po nowych dwupasmówkach. I nie przyjeżdżam zjebany jak koń po westernie, bo musiałem uważać na pojebańców na drogach. Ale w Niemczech to jest tyle autostrad i wszyscy jeżdżą zgodnie z przepisami. Jasssne. Może jeszcze we Francji też?
Ile można słuchać, że rządy są do dupy? No są, nie ma znaczenia jakie mają literki w nazwie, bo to i tak to samo podejście – nachapać się, zanim przyjdą następni. Obojętnie jaka partia wygra, to i tak nie obchodzi ich przeciętny Kowalski, więc nie rozumiem, skąd to nasze zacietrzewienie i kłótnie. (EDIT jest jeszcze gorzej, niż kiedy pisałem ten tekst – smutne to…). Twoje narzekanie i tak nic nie zmieni. No, ale panie w takiej Hameryce panie to wszystcy panie uczciwi. Dobry dżołk.
Ile można słuchać, że polskie filmy są do dupy? No są, bo przez dekady kręciliśmy o chłoporobotniczej walce ze zgniłym zachodem, o egzystencjalnym grzebaniem palcem w dupie i nie potrafimy nakręcić filmu, który nie miałby “drugiego dna” zamiast zapewnić rozrywkę. A nawet jeśli odnosimy sukces i zdobywamy oskara, to banda pojebów szuka dziury w dupie, bo to film o czymś tam zamiast o czymś innym. Ale w tym Holiłudzie panie to potrafio kręcić. No potrafią – robią to od lat i wiedzą, na czym się robi pieniądze. Na pewno nie na poczuciu misji.
I tak dalej.
Nie potrafimy być dumni z tego, że urodziliśmy się w Polsce i jesteśmy Polakami. Wstydzimy się tego na całym świecie i przed sobą samymi. Dlaczego?
Można się śmiać z machania amerykańską flagą w każdym jednym filmie i na każdym rogu ulicy, ale amerykański patriotyzm to cecha, jaką tam się wypija z mlekiem matki (albo żre w hamburgerach). Ci ludzie ZAWSZE i WSZĘDZIE są dumni ze swojego kraju. Nawet jeśli na niego narzekają. Bo na swój sposób każdy kraj jest pojebany i tam wcale trawa nie jest bardziej zielona a laski wcale nie mają fajniejszych tyłków (a nawet wręcz przeciwnie, bo to jeden z najbardziej otyłych narodów na świecie).
I choć wkurwia mnie, że ludzie, których zatrudniamy, mają lepszą zdolność kredytową niż my, którzy im pieniądze co miesiąc wypłacamy, choć wkurwia mnie, że na przeróżne daniny zwane ZUSami czy podatkami ucieka ponad połowa tego, co my i ludzie, których zatrudniamy wypracowujemy, to jednak cieszy mnie to, że mamy z czego je płacić. (EDIT – na razie…)
Ale ja nie narzekam, tylko zapierdalam. Oj, sorki – narzekam, że brak mi wolnego czasu, ale to akurat tylko i wyłącznie moja decyzja. A wszędzie dookoła słyszę, że się nie da. No pewnie, że się nie da, dlaczego ma się dać? Dać to możesz na tacę, jak chcesz do czegoś dojść, to wypracuj to sobie samodzielnie. Ale żeby to zrobić, to trzeba chcieć. I trzeba często zacisnąć zęby i po prostu zapierdalać jak mały samochodzik (taki Mini na przykład, jak on zapierdala…). I jeszcze być zadowolonym, że mamy możliwość.
Bo dlaczego nie? Dlaczego pozytywne podejście do życia, nawet do jego trudów i znojów tak ciężko nam przychodzi? Bo takie podejście jest jak lekarstwo, jak antybiotyk. Kiedy organizm jest zakażony trzeba z chorobą walczyć, a to jest trudne i kosztuje wiele wysiłku. Dlatego dużo łatwiej jest zapobiegać, niż leczyć.
Więc następnym razem zamiast narzekać zastanów się, czy masz tak naprawdę źle.
A potem pomyśl, co możesz zmienić, żeby było Ci lepiej.
A potem po prostu zapierdalaj.