W miejsce, które dzisiaj opiszę, wybrałem się samowtór (czytałem ostatnio “Ogniem i Mieciem”, wybaczcie mi) z MałąŻonką bez towarzystwa nieletnich, choć miejsce jest jak najbardziej do odwiedzenia z milusińskimi. Wybraliśmy się mianowicie moje drogie słuchaczki do HYDROPOLIS – Centrum Edukacji Ekologicznej we Wrocławiu.
Co to takiego, to całe Hydropolis?
Ano ogromne multimedialne centrum wiedzy (i trochę rozrywki), którego tematem przewodnim jest woda. Żeby było jakoś tak blisko w temacie, to powstało ono w starym poniemieckim zbiorniku na wodę pitną z 1893r., który został odrestaurowany, odremontowany i przerobiony za skromne 59 baniek. Wybraliśmy się tam pewnego niedzielnego popołudnia dzięki Bartkowi i Monice, którzy wygrali wejściówki do tegoż obiektu tajemniczego i nas przy okazji zabrali, za co dzięki składamy i na pewno się kiedyś odwdzięczymy, bo my wdzięczne jesteśmy stworzenia. Ale do adremu, prywata na bok.
Hydropolis jeszcze się wykańcza, bo oficjalne otwarcie ma być gdzieś tak jakoś w grudniu, więc nie wszystko jeszcze działa. Ale pewnie aby osłodzić przyszłe ceny biletów i wywołać zachwyt u wpływowych blągerów, którzy opiszą to cudo u siebie, postanowiono wpuścić trochę gawiedzi, coby z otwartymi paszczami te cuda oglądała. I reklamy narobiła i fermentu w mediach socjalnych nasiała. Co niniejszym właśnie czynię, bo ja po pierwsze primo jestem jeszcze mały bląger, więc zdarzy mi się za darmo coś opisać, a po drugie primo naprawdę warto tam się wybrać, do tego całego Hydropolis i obejrzeć te wszystkie mądre rzeczy o wodzie.
Kilka nudnych faktów i cyferek, zanim przejdziemy do ciekawszych rzeczy.
Już.
Po co warto tam pójść?
Żeby się dowiedzieć. Żeby poznać. Żeby doświadczyć. Żeby się nauczyć.
To tak w skrócie. Ponieważ obraz wart jest więcej, niż szkiełko i oko, to zacznijmy oglądać obrazki, bo pewnie już się zaczynacie nudzić. Niestety trzaskane komórką, ale lustrzanka ostatnio jeździ na realizacje, więc nie bardzo miałem alternatywę.
Już na wejściu widać, że wsadzono w obiekt spore pieniądze i to wsadzono z głową i gustem. Miedź, beton, akryle, połyski – nowoczesna forma z przeplatającymi się gdzieniegdzie elementami starego budynku. Wszystko odpowiednio podświetlone i wyeksponowane. Ktoś się tutaj postarał. Zdjęcie niestety nie oddaje tego, co powinno, bo padało jak cholera i było ciemno, więc z zewnątrz fot brak, ale i tak możecie sobie wyobrazić, ile kosztowało obicie tylu metrów kwadratowych miedzianą blachą. Wybaczycie, nie?
Grupka się zebrała, wchodzimy do środka po opieką fajnej przewodniczki z zestawem słuchawkowym na kształtnej głowie. Przez który to zestaw opowiada o tym, co akurat widzimy. Na początek widzimy mapkę, która gada do nas w lengłidżu, że my są here. A pani gada do nas po polskiemu, co będzie dalej.
Planeta Wody, czyli ogromna sala multimedialna…
…która mnie wyrwała z butów, powiem Wam szczerze, nawet pomimo fatalnego nagłośnienia (to jeszcze się poprawi, nie?). Pewnie nie czytaliście obrazka z faktami powyżej, ale to tutaj właśnie mamy okrągłą salę o obwodzie 65m, który to obwód w całości jest zabudowany ekranami multimedialnymi. A po środku pomieszczenia kręci się mateczka Ziemia. Na to wszystko rzutniki wyświetlają różne fajne rzeczy o wodzie oczywiście. Skąd się wzięła na Ziemi i jak to z nią jest w kosmosie.
Strefa Głębiny…
…gdzie ktoś wsadził batyskaf Trieste, jakim Żak Kustą sobie popłynął na dno Rowu Mariańskiego. To wierna replika 1:1, można sobie wejść do środka i popatrzeć przez okienko, na którym wyświetla się to, co w rzeczywistości widać było te 11km pod powierzchnią wody. Czyli ciemność, widzę ciemność. I jakieś dziwne żyjątka. W batyskafie jest bardzo ciasno, w oryginale siedziały w nim dwie osoby, więc i tutaj inaczej się nie da. Dlatego dookoła pełno jest multimedialnych dotykowych ekranów, z których możemy się dowiadywać różnych mądrych rzeczy.
Strefa Ocean Życia i Strefa dla Dzieci
Jak sama nazwa mówi, możemy tutaj zobaczyć, co żyje w oceanie. Jest mnóstwo multimedialnych ekranów, są interaktywne (Xbox rządzi) gry dla najmłodszych (jeszcze nie działały), jest specjalny translator z delfiniego na nasze i odwrotnie (też jeszcze nie działał) oraz fajne okularki, przez które można sobie podglądać rafę i głębiny oceanów (tutaj nie wyszły mi jeszcze bardziej zdjęcia, bo było ciemno jak wiecie gdzie). A jakby tego było mało, pod sufitem wielki żarłacz biały ugania się za tuńczykową ławicą złożoną z 1500 ryb. I to wszystko w skali 1:1.
Strefa relaxu
Czysty chillout. Podświetlane wygodne leżanki, rozgwieżdżone niebo, ściana z prawdziwego mchu i szum morza. Powinni pomyśleć nad serwowaniem drinków. Ja tu zostaję.
Tak nam się zrobiło dobrze i błogo, że troszkę tu poleżeliśmy. Ale czas to pieniądz, więc idziemy do następnej sekcji. Do kolejnego miejsca prowadzi bardzo fajna ni to kurtyna, ni to brama z delikatnie opadającej pary wodnej. Zdjęcie niestety wyszło straszliwie kupowo (ciemno i telefon), ale przynajmniej da Wam niejakie pojęcie, o co kaman. Przechodzimy przez strużki pary i wchodzimy do…
Strefy Człowiek i woda
Czyli jak ważna była i jest woda w kulturze, religii, życiu i rozwoju człowieka jako istoty. Tutaj dowiesz się, jakie funkcje pełni w organizmie i ile jest jej w każdym z nas. Zobaczysz nawiązania do wody w najpopularniejszych religiach świata. Sprawdzisz, ile wody dostarcza truskawka, a ile porcja frytek. I to wszystko na multimedialnych planszach, którymi możesz się pobawić, bo są w ogromnej mierze interaktywne.
I akrylowa, przezroczysta replika Dawida Michała Anioła. Co ta postać ma wspólnego z wodą, to ja nie wiem, ale fajnie jest patrząc na tyłek widzieć… znak EXIT.
Dawid wita nas, gdy chcemy sobie przejść do strefy, w której są…
Wystawy czasowe w Hydropolis
Gdzie na razie nie było za wiele, a nawet nic, ale za to w…
…strefie Historia Inżynierii Wodnej…
…można było sobie sporo pooglądać. Mniej lub bardziej starożytne machiny wodne, które normalnie działają i można się nimi trochę pobawić (zegar wodny, pierwsza machina parowa, koło wodne czy śruba Archimedesa).
Na podłodze wygrawerowano starodawną mapę świata z potworkami morskimi, a w gablotkach ponad nią można sobie pooglądać modele różnych pływających kiedyś i teraz statków, okrętów i łódek. Wszystkie są w tej samej skali, żebyśmy mogli je łatwiej ze sobą porównać. Robi to wrażenie, nie powiem – zwłaszcza kiedy porównamy lotniskowiec z galerą, a wycieczkowiec pasażerski z okrętem podwodnym.
Miasto i woda
Czyli niekoniecznie Wrocław, ale ten owszem, też. Mamy wielką interaktywną mapę stolicy Dolnego Śląska, która działa w kilku wybranych przez nas trybach widocznych na zdjęciu poniżej.
A w tle lecą sobie filmy pełne mądrych rzeczy opowiadające o sławnych metropoliach, które cośtam z wodą mają wspólnego. W sumie to która nie ma?
Stany wody
Na sam koniec najwięcej zabawy. Mamy tutaj coś, co jest niesamowitą instalacją łączącą naukę, sztukę i zabawę. Otóż pod sufitem dyndają sobie podświetlone walce, które, jeśli ktoś ma ochotę, może sobie rozdyndać bardziej. Po co zapytacie? Ano im większe rozdyndanie, tym bardziej w takim specjalnym akwarium robi się burza i zawieja się robi oraz zamieć. Akwarium, jak to akwarium jest przezroczyste, więc z dwóch stron można sobie na siebie patrzeć i robić zajebiaszcze burzowo-zawiejowe zdjęcia. Brzmi mocno kretyńsko, ale uwierzcie mi – radochę miałem większą, niż dupa Kim Kardashian.
Podsumowując – myślę, że ⇒wrocławskie Oceanarium ma konkurencję. To trochę innego rodzaju obiekt, ale również nowoczesny, efektowny i idealny do tego, żeby zabrać tam Dzieciorki w któryś weekend, gdzie będą mieli kupę zabawy, zobaczą coś nowego i czegoś się nauczą. A dla dorosłych to też będzie niezła radocha.
Dla mnie była, więc bardzo polecam.