Kocham kino. Jest to jakiś magiczny rytuał, kiedy siadam w wygodnym fotelu, gasną światła i naprzeciwko mnie otwiera się okno na inny świat. A raczej byłby, gdyby nie denerwujące typy w kinie, którzy w tym czasie powinni robić coś bardziej dopasowanego do swojego poziomu. Nie wiem, gnój przerzucać na przykład.
Rzadko zdarzają mi się wyjścia z Panią Matką do kina, bo ciężko pogodzić nasze zupełnie różne gusta w jednym filmie. Tylko weź tu wymyśl, na jaki film pójść? Komedie w stylu “Ciemniejszej strony Greya” co prawda śmieszą, ale jakoś tak przez łzy. Za to prawie zawsze na sali zdarzy się ktoś, kto idealnie pasuje do punktów poniżej i reprezentuje stężenie buractwa przekraczające moje osobiste stany alarmowe. Dodatkowo to damsko-męskie stężenie buractwa czasami wali jak z pały renifera, bo właśnie romantycznie poszli na kebsa z sosem czosnkowym, bo to podobno afrodyzjak, nie?
Reklamy przed filmem jakoś szczególnie mi nie przeszkadzają – może dlatego, że nie mam telewizji i oglądanie, jak jakaś dziunia lewituje wraz z wafelkiem czy podnieca się zupką w proszku jeszcze mi się nie przejadło oraz nieodmiennie mnie śmieszy. Trailery lubię, nawet jeśli wcześniej widziałem je w necie, bo to zawsze na wielkim ekranie lepiej wygląda. Nie w tych 30 minutach problem. Problem w tych tępych strzałach, którzy do kina chodzą tylko po to, żeby innych wkurwiać.
Ale po kolei. Niedawno byłem w kinie…
Turyści
Światła zgasły, koło mnie dwa miejsca były wolne, cieszyłem się jak Prezes z peleryny, że nie będę musiał walczyć o podłokietnik i chwilę potem oczywiście przywlokła się zasapana parka i posadziła się na fotelach. No bywa, nie ma co płakać. A potem obydwoje wstali i zaczęli ściągać czapkę. Potem szalik. Potem rękawiczki,. Potem kurtkę. Potem to wszystko zaczęli upychać do plecaka. PLECAKA!! Który następnie upychali w nogach. Próbowali w moich, ale pojechałem go z laczka i chyba aluzja dotarła, bo więcej nie próbowali. Ja rozumiem, że może jestem burżuj i krwiożerczy kapitalista, do kina przyjechałem samochodem, zostawiłem w nim wszystkie okołozimowe ubraniowe bambetle i nie rozumiem kogoś, kto w celu dojechania do kina na superfilm łapał w śniegu stopa spod Karpacza w komplecie zimowych ciuchów. Ale w galeriach są chyba szatnie? Nie korzystałem, więc nie wiem, ale nawet jeśli nie jest darmowa, to ile kosztuje? 2zł? Czy naprawdę tak ciężko zostawić gdzieś odzież wierzchnią i nie robić na sali kinowej magazynu Caritas? I jeszcze ten plecak.
Śmierdziele
Kiedy się rozebrali, to okazało się, że nie tylko biegli ze szczytu Śnieżki, żeby zdążyć na seans (śmierdziało przepoconymi ciuchami jak po meczu Chicago Bulls), ale pewnie dzień wcześniej solidnie balowali, bo waliło przetrawionym alkoholem jak na pielgrzymce do Częstochowy. Ja też dzień wcześniej dałem się alkoholowo zbałamucić szwagrowi z okazji urodzinowej imprezki MałejŻonki, ale wykąpanie się i umycie zębów nie przekraczało dnia następnego moich zdolności motorycznych. A jeśli by przekraczało, to bym nie poszedł do kina. Ale jeszcze lepiej było potem – laska ściąga buty i siada na fotelu w pozycji kury na grzędzie (wiecie, nogi pod dupą). Podobno damskie nogi nie walą. Gówno prawda, mówię Wam. Prawie dosłownie.
Pasibrzuchy
Karmelowy popcorn to must have, kiedy idę z moimi chłopakami do kina, ale sam w kinie nie jem, bo nie po to chodzę do kina (tak, wiem, ale wiecie, starzy ludzie tak mają). Colę tępię jak mogę, bo jak się chcą napić rozpuszczalnika, to na zakładzie mamy w większych bańkach i dużo tańszy, ale zawsze na coś do siorbania mnie naciągną (tak, wiem, to niewychowawcze). Ale to są dzieci, choć już nie maluchy. Zagadką dla mnie pozostaje, dlaczego dorosły człowiek musi w kinie żreć. Jeszcze jak je, to jest ok, ale dlaczego musi żreć?? Mlaskać, bekać, robić chlew obok siebie? Moi sąsiedzi z filmu poszli krok dalej, niż popcorn czy nachosy – przynieśli własne kanapki. Z kiełbasą jakąś wędzoną i cebulą. Wyciągnęli z plecaka. Ja pierdolę, mistrzowie survivalu.
Szwendacze
Jak człowiek sobie poje i popije, to wiadomo, że mu na wentyl naciska i musi pójść spuścić z kija, bo widzi na żółto. Film w kinie trwa średnio 2−2,5 godziny, z reklamami 2,5−3. Naprawdę nie da się tyle wytrzymać bez biegania do kibla? Nawet Pan Tymoński, lat 8, potrafi wysiedzieć na filmie do końca i do kibelka polecieć dopiero po wyjściu z sali. Jak ktoś ma sraczkę to niech siedzi w domu, a nie ćwiczy biegi i jeździ mi dupą przed oczami. Nawet jak zgrabna, to ciemno jest i nie widzę. Filmu też nie widzę.
Komórczaki
Ja jestem stary facet. Mam prawie ekhem, ekhem lat i pamiętam jeszcze, jakim lansem było, jak ktoś miał komórkę (wstyd się przyznać, ale pamiętam jeszcze, jakim lansem był telefon stacjonarny). Przypominały one wielkością i wagą cegłę dziurawkę, funkcji miały mniej niż typowy facet, ale zazdrościła cała dzielnica albo cała grupa na roku. Ja pierwszą komórkę dostałem jeszcze na studiach w mojej prawie pierwszej pracy – byłem już wtedy prawie żonaty, więc nie wiem, jak się na nią rwało laski, ale koledzy szczęściarze podobno łowili jak kot Filemon. No, ale od tamtej pory minęło ekhem, ekhem lat i teraz nie ma czym szpanować. Nawet cudowna maszynka z nadgryzionym jabłkiem nie ma tak magicznego działania, że laski sikają po nogach z wrażenia. Naprawdę tak ciężko wyłączyć to gówno i NIE świecić ludziom po oczach? Albo wyciszyć i NIE dzwonić?
Szaranowicz z kumplem Szpakowskim
Czyli komentatorzy życia i moderatorzy debaty publicznej. To od nich w czasie seansu słychać krzywe teksty, które mają nam ubarwić i uatrakcyjnić nudny przecież film. Powiem szczerze, są wnerwiający, lecz czasami bywają rzeczywiście śmieszni. Ale ostatnia kategoria, która ma z nimi wiele wspólnego, to dla mnie masakra sama w sobie.
Insta-girls
Każdy facet jest wzrokowcem. Każdy facet lubi sobie popatrzeć na młode żeńskie ciałko, podrasowane fajnym ciuchem czy barwami wojennymi. Lubimy sobie popatrzeć nawet jeśli już na pierwszy rzut oka widać twarz nieskażoną inteligencją, bo to taki typ, co to wyglądać tylko ma, najlepiej jak miałby wyłączoną fonię w ogóle. A w kinie to już szczególnie. “A dlaczego on tak zrobił?”, “A skąd on wie, gdzie jechać?”, “A oni się ze sobą zejdą?”, “A to on jej nie kocha?”. Nie chodzę do kina na filmy jakoś szczególnie głębokie i skomplikowane, bo wychodzę z prostego założenia, że chcę wykorzystać potencjał metrów kwadratowych ekranu i watów mocy w głośnikach, żeby sobie obejrzeć coś, co robi wrażenie rozmachem a nie głębią scenariusza. Psychologiczne grzebanie palcem w dupie mogę sobie obejrzeć w domu. I wolę sobie nie wyobrażać jak tępą strzałą trzeba być, żeby nie nadążać za wartką akcją i wielowątkowością takiego na przykład “Magic Mike”?
Myślę, że do kina nie przestanę chodzić – uwielbiam to i tak mi pewnie zostanie do końca życia.
Ale czy ja kiedyś tam kogoś nie uszkodzę, tego nie wiem.