BEFOREDIE chciałbym…

 

Może Wam się gdzieś po inter­ne­tach rzu­ci­ło w oczy coś, co się zowie BEFOREDIE I die, czy­li lista naszych wła­snych marzeń, pra­gnień czy pla­nów.

To taka akcja, ale nie żeby dać pią­ta­ka, tyl­ko żeby sobie zapi­sać rze­czy, któ­rych w życiu chcie­li­by­śmy spró­bo­wać, doświad­czyć czy prze­żyć. Akcję zaczę­ła się, kie­dy nie­ja­ka Can­dy Chang w Nowym Orle­anie stra­ci­ła bli­ską oso­bę. Mia­ła to być dla niej for­ma tera­pii i pogo­dze­nia się ze śmier­cią, któ­ra to tera­pia mia­ła nie tyl­ko pomóc, ale i ukie­run­ko­wać jej emo­cje i życie. W sta­rym, roz­pa­da­ją­cym się domu poma­lo­wa­ła ścia­ny far­bą tabli­co­wą i umie­ści­ła na niej mnó­stwo napi­sów “Befo­re I die I want to…”. Każ­dy mógł dopi­sać tam swo­je marze­nia, pla­ny czy pra­gnie­nia. Akcja zyska­ła roz­głos na całym świe­cie i w tej chwi­li takich tablic na świe­cie jest kil­ka­set, a cią­gle przy­by­wa. Dla nie­bry­to­lo­ję­zycz­nych tłu­ma­czę “Zanim umrę, chciał­bym…”.

No właśnie, czegóż to ja bym chciał?

Punk­ty zawie­ra­ją też rze­czy, o któ­rych zawsze marzy­łem, nawet jako dziec­ko i nawet jeśli już się speł­ni­ły. To nie zawsze są marze­nia wiel­kie i wznio­słe, cza­sa­mi są tak małe i skrom­ne, że w zasa­dzie moż­na je nazwać zachcie­waj­ka­mi bar­dziej, niż aż marze­nia­mi. Marze­nia ma się przez całe życie – po co się ogra­ni­czać i dla­cze­go o nich zapo­mi­nać? Te speł­nio­ne skre­ślam, jeśli o nich pisa­łem, to obok dorzu­cam link, żeby­ście sobie mogli powspo­mi­nać ze mną. Pew­nie będę cią­gle coś dopi­sy­wać i mam nadzie­ję, że cią­gle coś skreślać.

Poza pierw­szą i dru­ga pozy­cją (bo o tym marzy­łem od zawsze) kolej­ność analfabetyczna.

Zako­chać się, oże­nić i mieć zaje­bi­stą żonę.
Zostać ojcem i mieć zaje­bi­ste dzie­ci.

Dotknąć sztucz­nych sili­ko­no­wych pier­si (i tu mam dyle­mat, bo naj­chęt­niej bym doty­kał Małej­Żon­ki, ale Ona ma obłęd­ne natu­ral­ne, więc sam nie wiem…).
Dowie­dzieć się cze­goś o inwe­sto­wa­niu i zro­bić z tego uży­tek.
Napić się praw­dzi­we­go szam­pa­na.
Napić się tequ­ili KLIK.
Napić się whi­sky.
Napi­sać książ­kę.
Nauczyć się robić zdję­cia jedze­nia.
Nurkować/snur­ko­wać na rafie kora­lo­wej.
Odwie­dzić któ­reś z 10 naj­pięk­niej­szych oce­ana­riów na świe­cie.
Odwie­dzić wszyst­kie euro­pej­skie kra­je i spę­dzić tam co naj­mniej jed­ną noc i zjeść co naj­mniej jeden posi­łek (10⁄46).
Odwie­dzić wszyst­kie kon­ty­nen­ty (Afry­ka, Ame­ry­ka Połu­dnio­wa, Ame­ry­ka Pół­noc­na, Antark­ty­da, Austra­lia, AzjaEuro­pa) .
Pod­pi­sać umo­wę za ponad 100.000,-PLN.
Poje­chać do Tro­pi­cal Island pod Ber­li­nem.
Poje­chać na kar­na­wał do Rio.
Poje­chać na nar­ty w Alpy.
Poje­chać na Okto­ber­fest.
Poje­chać na tar­gi Inte­rzum do Kolo­nii.
Poje­chać na tar­gi iSa­lo­ni do Medio­la­nu.
Poje­chać z moimi Chło­pa­ka­mi na męski wypad pod namiot.
Poje­chać z Małą­Żon­ką na roman­tycz­ny wypad do Pary­ża.
Pojeź­dzić kam­pe­rem po Euro­pie.
Pojeź­dzić kam­pe­rem po Sta­nach.
Pola­tać heli­kop­te­rem.
Popły­wać żaglów­ką po Mazu­rach.
Poznać oso­bi­ście jakie­goś zna­ne­go blo­ge­ra.
Poznać jakie­goś praw­dzi­we­go twar­dzie­la.
Poznać oso­bi­ście kogoś sław­ne­go.
Prze­czy­tać wszyst­kie książ­ki z Fabry­ki Słów.
Prze­je­chać się na sło­niu.
Prze­je­chać się na wiel­błą­dzie.
Prze­kro­czyć 10.000 uni­kal­nych użyt­kow­ni­ków na blo­gu.
Prze­kro­czyć 1000 5000 fanów na face­bo­ku
Prze­spać się w co naj­mniej 5‑gwiazdkowym hote­lu
Przy­po­mnieć sobie moon­walk
Schud­nąć tak, żeby mieć sexy brzu­szek.
Sfo­to­gra­fo­wać akt.
Sko­czyć na spa­do­chro­nie.
Skoń­czyć kurs foto­gra­fii.
Skoń­czyć kurs strze­lec­ki
Spo­tkać się i poga­dać przy pif­f­ku z inny­mi blo­ge­ra­mi.
Wziąć udział w kon­cer­cie w fil­har­mo­nii.
Wziąć udział w spek­ta­klu bale­to­wym.
Wziąć udział w spek­ta­klu ope­ro­wym.
Zabrać Dzie­cior­ki do Disney­lan­du.
Zabrać Dzie­cior­ki do Lego­lan­du.
Zabrać Małą­Żon­kę wresz­cie w wyma­rzo­ną podróż poślub­ną bez Chło­pa­ków.
Zacząć zno­wu pisać blo­ga.
Zatań­czyć z jed­ną i dru­gą syno­wą na ich wese­lach z Chło­pa­ka­mi.
Zjeść coś dziw­ne­go albo obrzy­dli­we­go.
Zjeść obiad w 3‑gwiazdkowej restau­ra­cji Miche­li­na.
Zjeść obiad w Ate­lier Ama­ro.
Zjeść praw­dzi­we tira­mi­su.
Zjeść sushi w Japo­nii.
Zjeść świe­że owo­ce morza (mał­że, ostry­giKLIK, kre­wet­kiKLIK, kal­ma­ryKLIK, ośmior­ni­caKLIK, homarKLIK, lan­gu­sta, kra­byKLIKprze­grzeb­ki).
Zoba­czyć Bia­ły Dom.
Zoba­czyć Kanion Kolo­ra­do.
Zoba­czyć na kon­cie 100.000,- PLN (bez wyko­rzy­sta­nia linii debe­to­wej).
Zoba­czyć pira­mi­dy.
Zoba­czyć Sta­tuę Wol­no­ści ⇒ KLIK to się nie liczy, praw­da? 🙂
Zoba­czyć Wiel­ki Mur Chiń­ski.
Zoba­czyć Wie­żę Eif­fle­’a
Zoba­czyć Wodo­spad Nia­ga­ra.
Zope­ro­wać sobie oczy.
Zope­ro­wać sobie zatka­ny nos.
Zro­bić sobie sel­fie z kil­ko­ma zna­ny­mi blo­ge­ra­mi.
Zro­bić tatu­aż.

A Ty? Dopi­szesz coś pod spodem?


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close