Pamiętasz, pisałem, żebyś wywalił wszystko to, co w diecie przeszkadza, bo wcześniej czy później nastąpi kryzys, który obróci cały misterny plan w pizdu? Bo choćbyś był twardy jak Tommy Lee Jones w “Ściganym” to się złamiesz. Najdą Cię myśli pełne zwątpienia, poczucia beznadziei, nieszczęścia i “na chuj mi las”? Jeśli nie wystarczy Ci tylko motywacja, żeby takie myśli zwalczyć, to mam dla Ciebie radę. Nażryj się ten jeden raz tak, żeby Ci wyciekało uszami. Jak się da, to się porzygaj z przejedzenia. Poczuj się tak źle, jak tylko można. Zapamiętaj dobrze, jak Ci wtedy było do dupy. A jeśli taka metoda na głoda się nie sprawdzi, to czytaj dalej jak nie dopuścić do tego momentu.
Odchudzanie to nie tylko kwestia poukładania sobie odpowiednio w głowie pewnych rzeczy. To także reakcja organizmu na zmiany, na którą jakoś tak za bardzo wpływu nie masz. I jedyne co możesz zrobić, zanim Twoje ciało się zaadaptuje do nowych warunków, to spróbować je trochę oszukać i trochę pomóc też głowie, żeby miała oręż do walki.
Poniżej dam Ci kilka rad, trików i podpowiedzi co robić, żeby to całe chudnięcie nie było taką traumą i żeby po drodze się jak najmniej męczyć. I żeby osiągnąć wymarzony cel i wymarzoną wagę. Albo sąsiadkę osiągnąć. Albo koleżankę z pracy.
1. Zapisuj wszystko, co zjadłeś
WSZYSTKO!! Szklankę wody, 5 pestek słonecznika, kredki świecowe, miód z ucha, kozy z nosa. Zapisuj w zeszycie, w Excelu, w jakowejś wypasionej aplikacji czy kredą na ścianie, ale ZAPISUJ!! Potrzebne to jest do dwóch tak naprawdę rzeczy: analizy i kontroli. Sam nie wiem, co ważniejsze. Bo z jednej strony widzisz czarno na białym swoje grzechy, a z drugiej strony możesz z nich wyciągnąć wnioski na przyszłość. I nie oszukuj, to siebie oszukujesz.
2. Zacznij gotować lub polub gotowanie
Jeśli nie masz na etacie kucharki, albo nadopiekuńczej mamusi, albo żony opętanej wizją męża z dupą jak ząbki czosnku to niestety, ale musisz sobie sam przygotowywać posiłki. I od tego jak to zrobisz zależy, czy Twoja dieta będzie przyjemnością czy drogą przez mąkę. Bo jedzenie na diecie może być równie wielką (a może większą) przyjemnością, jak poza nią. Kwestia przyswojenia sobie kilku nawyków i potem już z górki. Poza tym w necie jest pierdyliard przepisów na różne fajne i dietetycznie nam pasujące dania, często niezbyt skomplikowane. Albo przerzuć się na dietetyczny catering, ale to nie są panie tanie rzeczy. No i tak do końca nie wiesz, co jesz.
3. Zaplanuj sobie co będziesz jeść
W wersji mini na jutro, w wersji hard na cały tydzień. Możesz wtedy sobie na spokojnie zrobić zakupy i nie zaskoczy Cię nagle pusta lodówka. Nie zapomnisz również o tym, żeby sobie dzień wcześniej odpowiednio zamarynować rybkę, namoczyć fasolę czy rozmrozić mięcho. Mając taki plan dużo łatwiej trzymać się diety.
4. Pilnuj regularności posiłków
To moja największa bolączka i grzech największy. Dużo jeżdżę i raz jestem w biurze, raz w domu, raz na produkcji, kiedy indziej znowu u klienta. Dlatego staram się, zawsze mieć przy sobie (albo w pracy) przegryzki, które mają odpowiednią ilość białek i węglowodanów i w razie czego mnie poratują nawet, jeśli nie są to “prawdziwe”, porządne posiłki. Duży jogurt naturalny, serek wiejski, pieczywo chrupkie – jak przychodzi na mnie pora, to przegryzę coś nawet jeśli niczego sobie nie przygotowałem wcześniej. Bo właśnie – pamiętasz, jak TUTAJ radziłem Ci, żebyś sobie kupił hermetycznie zamykane pojemniczki? Jeśli dzień wcześniej przygotuję sobie odpowiednie żarełko, to pakuję je w takie pojemniki i zabieram ze sobą. Po pierwsze nie tracę czasu rano, a po drugie mam gotowe papu, tylko odgrzać (albo wciągnąć na zimno, jak to jakieś owocowe cosik).
5. Dużo pij, pokochaj soki, koktajle i smoothie
Szybko się robi (no fakt, obieranie jest upierdliwe, ale bez przesady), komponujesz co chcesz (owoce, warzywa, na upartego różne chemiczne paskudztwa też), miksujesz i napełniasz żołądek. Bo podstawą na diecie jest dużo pić. Jeśli tak jak ja nie trawisz zwykłej wody, albo nie jesteś w stanie przyjąć niesłodzonych herbatek, to przeróżne zmiksowane paciaje są dla Ciebie. Ja uwielbiam chudy ser biały, maliny, truskawki lub jagody, trochę maślanki lub jogurtu naturalnego, posłodzić odrobiną stewii i voilà. Zdrowe, nietuczące i zapychające. Często nie jesteś głodny, tylko spragniony – zanim rzucisz się na lodówkę, najpierw się napij. Daj sobie kilka minut. Jeśli nie przejdzie – napij się znowu.
6. Wymyśl jakieś dietetyczne zapychajki na napady głodu
Złamiesz się. Sięgniesz między posiłkami po coś do jedzenia. A najpewniej wieczorem, tuż przed snem, czyli o najgorszej możliwej dla odchudzania porze. I dlatego bądź zawczasu mądrzejszy i przygotuj sobie do podjadania produkty, które nie tuczą. Marchewka, biała i czerwona rzodkiew, jabłko (jeśli jeszcze nie jadłeś), pomidor, papryka – generalnie warzywa, bo je możesz jeść bez ograniczeń. Dobrze działa tutaj też zupa krem, kalorii toto ma tyle, co pies napłakał a zapchasz się konkretnie. Najczęściej taki wieczorny napad głodu to znak, że w ciągu dnia oszukujesz – albo jesz za mało, albo za rzadko i Twojemu organizmowi włącza się kontrolka.
Duperele w stylu żuj dokładnie posiłek, jedz na małych talerzach, umyj zęby, idź pobiegać są tak oczywiste, że ich nie stosuję. Może macie jakieś własne patenty, jak przetrwać te ciężkie chwile, kiedy żreć się chce, a nie powinno się? Podzielcie się w komentarzach, chętnie podpatrzę i zastosuję.
I tak dla mnie najlepszą radą, do której niestety się nie stosuję, jest: WYSYPIAJ SIĘ!
A szkoda, bo ja jestem straszny śpioch, ale jak tu pogodzić pracę z pisaniem bloga i jeszcze pospać sobie solidnie?
No właśnie…