Poprzedni odcinek sagi o walce z kiblem zakończył się rozstaniem z fahoffcu Marianu i jego pomocniku Romanu z jasnością w sercu i nadzieją na dzień następny. Obiecał kupić rurę dłuższą, coby gówno nie wyciekało ani woda, przywieźć klucze oczkowe, coby nie musieć sępić u mnie i kibel wreszcie zawiesić jak trza, bo mu taki kibel czarny geberit (i dziwny) nie będzie pluł w twarz, ani dzieci mu germanił. Ten dzień przywitał mnie ulewą, ale jakoś humoru mi nie popsuł, bo przecież wieczorem będę miał wreszcie zamontowany piękny czarny kibel. I dziwny.
Jedynie jakieś takie dziwne przeczucie mnie męczyło, że za bardzo się cieszę, a za mało martwię.
Kiedyś nie zawierzyłem intuicji i przez to nie zostałem milionerem, więc profilaktycznie wyskoczyłem do hurtowni hydrauliczno-wodociągo-kanalizacyjnej, gdzie zazwyczaj kupujemy różne wężyki i przedłużki potrzebne np. podczas montażu mebli w kuchni. Pokazałem dzielnemu sprzedawczykowi rurę od geberitu, że niby za krótka i kazałem sobie przynieść dłuższą. Ta dłuższa miała dobre pół metra i 2 stówy na metce, bo okazuje się, że ciężko są dostępne takie rury niestandardowe. Złapałem się za łeb, bo kibel czarny (i dziwny) kosztował ledwie ponad 6 stów z wolno opadająca deską (też czarną), a tu rura do niego 2 paki?? Ponieważ ja stały klient jestem, to zeszli mi do 140 PLNów. Rzucając pod nosem słowa powszechnie uznane za obraźliwe spakowałem rurę i wróciłem do domu.
Minęło kilka strzałów znikąd i zadzwonił do mnie fahoffcu Marianu przytłoczony ciężarem zadania, jakiego się podjął, bo:
był w OBI dwóch Castoramach Praktikerze i prawie już jechał do LerłaMerlę i nigdzie nie ma takiej długiej rury i on już nie wie gdzie kupić ale chyba musi Pan do producenta kibla czarnego (i dziwnego) napisać żeby rurę dosłał bo nigdzie dostać nie można i on już nie wie i pewnie dzisiaj nic z tego nie wyjdzie i on nie przyjdzie.
Błogosławiąc moją intuicję, spokojny jak kwiat lotosu na tafli jeziora powiedziałem Marianu, że:
rurę nabyłem więc niech się turbuje i wbija do mnie na kwadrat czekam o 19:00 bo nie mam gdzie srać i niech nie wali w bola bo jak mnie przypili to mu nasram na wycieraczkę i i jeszcze zadzwonię do drzwi i poproszę o papier.
Lepsza siła argumentu niż argument siły, nie?
W okolicach 19:00 zadzwonił do drzwi Marianu z Romanu, obaj jacyś tacy smutni.
Miałem delikatne déjà vu, bo znowu stary kibel ściągnęli w try miga i znowu zaczęli psioczyć na kibel dziwny (i czarny). Marianu zaczął kombinować z rurą długą, że za długa i on nie ma czym ściąć.
Ma pan może flexę, albo ostatecznie brzeszczot?
Mając świeżo w pamięci jego braki w zaopatrzeniu wskazałem z uśmiechem skrzyneczkę narzędziową i kazałem mu się obsłużyć. Nie wykręci się skubaniec!
Na moją wyraźną sugestię popartą soczystą kurwą potupał na balkon ciachać rurę, bo z doświadczenia wiem, że potem te wszystkie plastikowe niby-opiłki są wszędzie, od butów zaczynając, a na pościeli kończąc. Delikatnie zasugerowałem również, że rura droższa jest niż złoto i diamenty, więc jak mu się utnie za dużo, to ja mu tę uciętą wsadzę w dupę (Ø100, więc za miło nie będzie), a potem pokażę litościwie, gdzie ma kupić nową długą do ucięcia.
Kroił i kroił, na balkonie rosła sterta niby-opiłków, wreszcie stwierdził, że długość jest ok. Z ciekawości, naprawdę z ciekawości, a nie ze złośliwości, wziąłem starą rurę i przyłożyłem do nowej. 8 mm. Najdroższe plastikowe milimetry w moim życiu!!! Ale nic to, widzę światełko na końcu tunelu, a raczej kibel czarny na końcu rury. Wszystko założone jak ta lala, silikonować mu nie pozwoliłem dopóki nie sprawdzimy szczelności. Urządziliśmy więc testowe lanie wody metodą naciśnięcia spłuczki.
Nie powiem, postęp był – ciekło pod kiblem dużo słabiej niż dzień wcześniej…
Nie wiedzieć czemu, fahoffcu stwierdził, że winny nie jest geberit do spółki z rurą, tylko spłuczka, więc zaczął ją rozbierać i robić na niej jakieś dziwne testy. Przyznam się bez bicia – miałem chwilę słabości. Jak zobaczyłem co Marianu robi, to miałem ochotę szybko i gwałtownie zajebać mu czarną deską wolnoopadającą prosto w łeb. Przemocy nie uznaję za bardzo, a 1,5 roku temu rzuciłem palenie, więc po prostu wyszedłem na balkon, żeby mój kwiat lotosu przestał na tej tafli jeziora burzyć się jak pojebany i zanim porwie mnie niepowstrzymana agresja.
Wróciłem po jakimś czasie – testy się skończyły, spłuczka była jakoś tak w środku umazana silikonem, co miało jej pewnie nadać sprężystości i wytrzymałości (po co? nie wiem), spod kibla się tylko sączyło delikatnie, więc też łączenia były umazane silikonem, co z kolei miało im nadać szczelności (po co? nie wiem). Marianu stwierdził, żeby tego nie ruszać do rana, bo silikon musi wyschnąć.
I żeby jak coś to do niego dzwonić, ale nie będzie takiej potrzeby, bo wszystko będzie dobrze.
A nie było, o czym opowie Wam ostatnia część tego story.
Bo ten kibel to jakiś dziwny jest. I czarny…
Fot: fotolia, autor: tiero