W TYM WPISIE poczytałeś sobie o tym, co powinieneś wyrzucić z domu, lodówki, spiżarki, serca i rozumu, aby zrzucić zbędne kilogramy. A teraz poczytaj sobie o tym, co w domu, lodówce, spiżarce, sercu i rozumie MUSISZ MIEĆ przed przejściem na dietę. Czy też bardziej ułatwić sobie z nimi walkę, bo nic i nikt za Ciebie brzucha nie zgubi. Chyba, że komuś podpasuje metoda rodem z “Piły”, ale raczej zamiast robić sobie amatorską liposukcję, weź się z głową do roboty. Z autopsji i dobroci serca udzielę Ci kilku rad.
1. Oczywista oczywistość – WAGA, a najlepiej dwie
Jedna (mniejsza) do ważenia tego, co jesz, a druga (większa) do ważenia Ciebie. Po co mała? Często gęsto masz podane w przeróżnych tabelach czy na opakowaniach ilość białka, węglowodanów czy kalorii np. w 100g. Czyli ile to? Łyżeczka, naparstek, garniec czy szklana? No właśnie. Pamiętaj, choćbyś nie wiem jak bardzo wybajerzoną wagę kupił, to ona nie schudnie za Ciebie ani nie przygotuje Ci odpowiednio zbilansowanego posiłku. I przestaw wagę z funtów na kilogramy, zawsze przyjemniej wygląda 90kg niż 200lbs.
2. Blender, mikser, sokowirówka
Jeśli nie masz – kup, jeśli masz – zacznij regularnie używać. Przeróżne koktajle, smoothie, papki rozdrobnione z dodatkami czy bez są na diecie Twoim przyjacielem. Jest nawet dieta zwana koktajlową, ale dla mnie jest nie do przejścia – ja muszę wbić zęby w kawał mięcha i zagryźć czymś konkretnym. Ale jako uzupełnienie mojej diety (o zasadach poczytaj TUTAJ) są w sam raz. Szybko się je przygotowuje, tak naprawdę masz dowolność w doborze składników (oczywiście przestrzegasz zasad), możesz sobie taki koktajl ewentualnie wzbogacić odżywkami białkowymi czy wspomagaczami odchudzania (ale z głową i umiarem). Co dziwne – niekoniecznie lubię jeść owoce w formie stałej, ale zmiksowane kocham wszystkie. Dodatkowo jeśli masz szczelnie zamykany pojemnik, to możesz sobie zabrać gotowe miksy do pracy i nie martwić się, że nadchodzi pora posiłku, a w zasięgu jedynie automat ze snickersami. Zmiksować możesz też sobie np zupę na krem i podgrzać w pracy. Kiedy dostałem w mordę dechą, przez jakiś czas miksowałem sobie kotleta z ziemniakami i surówką. Nie wiem, co było gorsze – smak czy wygląd.
3. Szczelnie zamykane pojemniki
Najlepiej takie, które można wrzucić do mikrofali, bo o ile koktajl dobry jest na zimno, to zupa krem już nie. Podobnie jak np. grillowana pierś z kaszą czy omlecik. I już od razu wiesz, po co Ci takie pojemniki – zabierasz do pracy czy na uczelnię to, co chcesz zjeść, a nie to, co akurat upolujesz (czyli batonik z automatu). Ich szczelność gwarantuje, że Twój portfel nagle nie nabierze smaku kremu z dyni, a w nowiuśkim ajfonie nie zacznie chlupać koktajl porzeczkowo-jagodowy. W każdej chyba pracy masz kuchnię/kącik do jedzenia, gdzie możesz sobie przyniesione żarło podgrzać. Pamiętaj, żeby przed wrzuceniem do mikrofali zdjąć pokrywkę, bo zassie Ci się tak, że spalisz milion kalorii zanim otworzysz pojemnik. Tu mały tip – TESCO ma fajne i niedrogie pojemniki tego typu o różnych pojemnościach i gabarytach – agencja obsługująca TESCO proszona o dane do faktury. Dziękuję.
4. Dobre gary, parowar i grill elektryczny (względnie patelnia grillowa)
Byle nie takie z pokazów dla emerytów, bo nerwica Was bardziej zeżre, niż dieta. Jeśli chcesz zrzucić parę kilogramów, to zapomnij o smażeniu – Twoim przyjacielem staje się piekarnik, grill i urządzenie do gotowania na parze. Tradycyjne gotowanie też jest ok, ale sporo witamin i innych pożytecznych śmieci ucieka wtedy w chmurkę, albo bardziej w wylewaną wodę. O ile grillowanie czy pieczenie jest w miarę proste, to gotowanie w piekarniku parowym już nie. Albo ja jestem wybitnie tępy i nie mogę tego ogarnąć, bo wszystko co w tym cudzie przygotuję wychodzi mdłe i bez smaku, choć doskonale al dente. Nawet chude mięso czy ryby. Grill za to pokochałem i choć na elektrycznym ciężko jest osiągnąć to, co na tradycyjnym, to zdrowe jest i smaczne. Dodatkowo kup sobie taki, w którym możesz demontować blachy i wrzucać do zmywarki, a Twój wewnętrzny leń zaśpiewa z radości.
5. Oliwa w sprayu
Nawet jeśli nie będziesz smażyć, to taka oliwa w psikaczu przyda się do nasmarowania blach grilla, żeby nic do nich nie przywierało. A jeśli jednak zatęsknisz za chrupiącą, przysmażoną skórką, to wystarczy tylko kilka psików na dobrą patelnię i nic Ci się do niej nie przyklei. Niestety, w sprayu znalazłem jedynie oliwę z oliwek, której smak w ogóle średnio mi odpowiada, ale mięcho na grilla mam zazwyczaj solidnie zamarynowane i nie przebija mi się smak czy zapach oliwy. Dla lubiących śródziemnomorskie klimaty i mających w dupie dietę, a lubiących miękkie pszenne bagietki maczane w oliwie jest to doskonały bajer. Blueeeee…
6. Zeszyt, notes albo wypasiona aplikacja na smarfona
Od pierwszego dnia diety zapisujesz wszystko, co jesz, pijesz, wciągasz nosem albo sobie wstrzykujesz. Nawet szklankę wody, kozy z nosa a dziewczyny pamiątki po wczorajszej randce. Zapisuj gdzie chcesz, ale zapisuj. Ja sobie stworzyłem bajerancki arkusz w Excelu, który mi dodatkowo wylicza różne mądre rzeczy. Kiedyś, jak ogarnę jak się to robi, to go wystawię do ściągnięcia.
A co, dobry człowiek ze mnie.